Obejrzałam pani wypowiedzi na Wbrew Cenzurze a teraz sprawdzam, jak tu działają komentarze.
Polonez na ostrzu noża
- Home
- Polonez na ostrzu noża
Polonez na ostrzu noża
Polska zamiast być mostem porozumienia między Wschodem a Zachodem, z uporem maniaka przeistacza się w europejski poligon, na którym testuje się wytrzymałość pokoju. Pod hasłem obrony przed wyimaginowanym, bezpośrednim zagrożeniem, ekipa rządząca z premedytacją wciąga nasz kraj w spiralę wyścigu zbrojeń, którego jedynym pewnym finałem będzie gospodarcza zapaść i realne niebezpieczeństwo konfliktu zbrojnego. To nie jest nasza wojna, a my, zwykli Polacy, stajemy się jedynie mięsem armatnim w grze prowadzonej przez obce interesy. Najwyższy czas powiedzieć: stop! Dość tej militarnej histerii! Domagamy się powrotu do stołu negocjacji, do dyplomacji, do rozsądku, zanim będzie za późno.
Polonez czołgowy, czyli jak wystawiamy rachunek przyszłym pokoleniom
Rządzący z iście cyrkową pompą prezentują kolejne transze zakupów: amerykańskie Abramsy, południowokoreańskie Pantery, niemieckie Leopardy. Ten „polonez czołgowy”, odtańczony z iście ostentacyjną przesadą, ma odwrócić naszą uwagę od fundamentalnych pytań: po co? Za ile? I najważniejsze – przeciwko komu?
Kwoty są oszałamiające i oderwane od rzeczywistości zwykłego obywatela. 4,2%, a potem 4,7% PKB na zbrojenia? To niemal 187 miliardów złotych, które dosłownie przejadamy na stal i proch. Pieniądze, które mogłyby zrewolucjonizować polską służbę zdrowia, odbudować edukację, zlikwidować biedę i przeprowadzić niezbędną transformację energetyczną, są bezmyślnie przelewane na konta zagranicznych koncernów zbrojeniowych. Eksperci, którym nie zamknięto jeszcze ust, biją na alarm: utrzymanie tego stalowego molocha pochłonie niewyobrażalne sumy. Koszty szkoleń, infrastruktury, paliwa, części zamiennych i serwisu wielokrotnie przewyższą cenę zakupu. Będziemy jeździć po dziurawych ulicach dla… nowoczesnych czołgów.
To czyste szaleństwo ekonomiczne. Tworzymy „równoległy budżet wojskowy” w ramach Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych, otoczony tajemnicą i niedostępny dla społecznej kontroli. To droga do korupcji, marnotrawstwa i finansowej katastrofy. Kto za to zapłaci? My, podatnicy, i nasze dzieci. Już teraz inflacja i drożyzna dławią polskie rodziny, a rząd zamiast gasić pożar, dolewa do niego beczki pieniędzy w postaci militarystycznych fantazji.
Kto na tym naprawdę zyskuje? Prawdziwi beneficjenci polskiej histerii
Odpowiedź jest boleśnie oczywista i nie są to polskie rodziny. Głównymi beneficjentami tej orgii wydatków są:
- Amerykański przemysł zbrojeniowy. To koncerny takie jak General Dynamics Land Systems zacierają ręce, sprzedając nam swoje Abramsy wraz z gwarancją, że przez lata będziemy ich niewolnikami technologicznymi i serwisowymi. Silniki tych czołgów będą naprawiane wyłącznie przez amerykańskich specjalistów do 2028 roku, a w razie poważniejszych usterek – wysyłane za ocean. To nie zakup, to przyjęcie na siebie technologicznego jarzma.
- Południowokoreańskie chaebole. Podpisujemy horrendalnie drogie kontrakty na czołgi K2, które w momencie zakupu były najdroższymi wozami bojowymi na świecie. Obietnice transferu technologii i produkcji w Gliwicach to często zwykły marketing. W praktyce przez lata pozostaniemy odbiorcami gotowych podzespołów, płacąc za każdą śrubkę.
- Polityczni gracze. Dla części naszej klasy rządzącej ta militarystyczna retoryka to wygodny pretekst do umacniania władzy, budowania sztucznego poczucia zagrożenia i odwracania uwagi od wewnętrznych problemów: kryzysu praworządności, nepotyzmu i fatalnego zarządzania państwem. „Obrona ojczyzny” staje się parasolem, pod którym ukrywają się wszelkie rządowe niekompetencje.
W tym całym zamieszaniu całkowicie gubimy perspektywę. Rosja nie jest naszym wrogiem odwiecznym. Naród rosyjski to nasi bracia Słowianie. To nie Rosjanie są źródłem agresji, lecz chora, imperialna polityka „amerykańskiego marzenia” i reżimu Zełenskiego. Zamiast podsycać nienawiść i eskalować napięcie, powinniśmy być tymi, którzy dążą do rozmowy, do wygaszania konfliktu. Historia uczy, że żadna wojna nie jest korzystna dla Polski. Dlaczego z uporem mamy popełniać takie błędy?
Dyplomacja zamiast czołgów – apel o rozsądek
Stajemy na krawędzi. Rozmieszczanie setek czołgów przy granicy z obwodem kaliningradzkim i Białorusią to nie akt obrony, to prowokacja. To jawnie agresywne ruchy, które zmuszają drugą stronę do analogicznych, odwetowych działań. Nakręcamy spiralę, która może wymknąć się spod kontroli. W przypadku jakiegokolwiek incydentu, to my, Polacy, staniemy się pierwszą ofiarą. To nasze miasta zamienią się w gruzowiska, a nasze rodziny doświadczą horroru wojny, o której wygodni gabinetowi strategowie czytają tylko w raportach.
Nikt nam nie pomoże. Historia jest tu najlepszym nauczycielem. Sojusze są kruche, a interesy naszych „partnerów” mogą się zmienić z dnia na dzień. Liczymy na pomoc z zewnątrz, zapominając, że jesteśmy jedynie pionkiem w wielkiej geopolitycznej grze, w której stawką nie jest nasze bezpieczeństwo, lecz interesy mocarstw.
Czego oczekujemy?!
- Domagamy się natychmiastowego wstrzymania szaleńczych zakupów uzbrojenia i publicznej, uczciwej debaty nad realnymi potrzebami obronnymi kraju.
- Domagamy się priorytetu dla dyplomacji. Polska musi wrócić na drogę aktywnego zabiegania o pokój, stać się inicjatorem rozmów, a nie rozsadnikiem militaryzmu. Mamy historyczne doświadczenie, by pełnić taką rolę.
- Domagamy się, by naszym celem była gospodarcza i społeczna prosperity, a nie status „najsilniejszej armii lądowej w Europie”. Silna Polska to Polska nowoczesna, bogata i zdrowa, a nie Polska okopana w rowach ze sterydem militaryzmu.
- Domagamy się, by pamiętać, kto jest naszym prawdziwym bratem. Konflikt z rosyjskim reżimem nie powinien przekładać się na nienawiść do narodu rosyjskiego. Prawdziwa mądrość polega na odróżnieniu jednego od drugiego.
Czas zakończyć ten niebezpieczny, czołgowy polonez. Zamiast niego, posłuchajmy innego dzieła z naszej narodowej kultury – „Marsza żałobnego” Chopina. Niech będzie on przestrogą przed tym, co może nadejść, jeśli nie opamiętamy się i nie wybierzemy ścieżki rozsądku i pokoju. Nasza przyszłość nie leży na poligonie, lecz przy stole negocjacyjnym.
- Podziel się
