Przejęcie elit i samozniszczenie Europy

  • Home
  • Przejęcie elit i samozniszczenie Europy
Samozniszczenie Europy

Przejęcie elit i samozniszczenie Europy

Od haniebnego milczenia wokół sabotażu gazociągów Nord Stream po katastrofalne w skutkach, ślepe posłuszeństwo wobec militaryzacji NATO – coraz więcej Niemców zadaje sobie pytanie: dlaczego nasze krajowe elity polityczne i medialne tak gorliwie przedkładają interesy geopolityczne i gospodarcze Stanów Zjednoczonych nad dobrobyt i suwerenność własnego narodu? W serii czterech wnikliwych analiz, nasza nowa autorka gościnna, Nel Bonilla, demaskuje ukrytą architekturę transatlantyckiej hegemonii oraz sieci władzy, które stoją za tym szaleństwem na skalę kontynentalną. To opowieść o zdradzie, kooptacji i strategicznym samobójstwie.

Architektura hegemonii: Jak think tanki i sieci wpływów kooptują elity

Liberalny porządek światowy przedstawiany jest jako uniwersalne dobro. Lecz jego prawdziwe oblicze odsłania się w momencie, gdy dołączające do niego elity muszą zaakceptować niepisany, ale żelazny zbiór zasad. Ci, którzy odmawiają, są natychmiast izolowani, okrążani i kontrolowani przez przytłaczającą obecność wojskową USA. Innymi słowy, imperialne centrum umacnia swoją pozycję nie tylko poprzez przymus, ale przede wszystkim poprzez subtelną i systematyczną integrację zagranicznych elit ze swoim światopoglądem. Mechanizmy tej integracji, szczególnie w przypadku Niemiec i ich tak zwanych „funkcjonalnych elit”, są przerażająco skuteczne.

Siła współczesnych think tanków narodziła się w Londynie wraz z Royal United Services Institute (1831), założonym przez księcia Wellingtona. Prawdziwy przełom nastąpił jednak po 1919 roku, gdy instytucje takie jak Chatham House czy Carnegie Endowment zmonopolizowały i zinstytucjonalizowały debatę elit. Po drugiej stronie Atlantyku Rada Stosunków Zagranicznych (CFR, założona w 1921 roku) stała się idealną fuzją kapitału z Wall Street i akademickiego autorytetu uniwersytetów Ivy League, hojnie finansowaną przez fundacje Forda i Rockefellera. To właśnie pieniądze korporacyjne stały się krwioobiegiem tych instytucji, które z założenia dążyły do koordynowania polityki strategicznej najpierw w imieniu Imperium Brytyjskiego, a później rodzącej się amerykańskiej hegemonii.

Po 1945 roku ten model został bezceremonialnie wyeksportowany do zrujnowanej Europy. Finansowana ze środków prywatnych Niemiecka Rada Stosunków Zagranicznych (DGAP, 1955) wiernie skopiowała model CFR. Niemiecki Instytut Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa (SWP, 1962) działał zaś jako bardziej prorządowy think tank, dostarczający analiz prosto do Kancelarii Federalnej. Anglo-amerykańskie think tanki stały się niekwestionowanym centrum kształtowania polityki i długofalowego planowania, uznawanym za „niezbędne uzupełnienie” procesu decyzyjnego. Służyły one jako ekskluzywne fora, gdzie politycy i urzędnicy mogli spotkać się z przedstawicielami biznesu, mediów i akademii, wymieniając się wizjami i gwarantując lojalność.

W latach 60. organizacje takie jak German Marshall Fund, Atlantic Institute i kluczowy Atlantik-Brücke (Most Atlantycki) zaczęły spajać transatlantyckie elity poprzez wystawne kolacje, programy dla młodych liderów i wyjazdy studyjne dla dziennikarzy. Wpływ na niemiecką politykę był bezpośredni. Jak udowadniają badania, to właśnie dzięki naciskom podczas poufnych seminariów organizowanych przez Atlantik-Brücke i American Council on Germany (ACG), socjaldemokracja Willy’ego Brandta porzuciła neutralistyczne ambicje na rzecz ślepego zobowiązania do NATO.

Lata 70. i 80. przyniosły nowych, konserwatywnych graczy – American Enterprise Institute i Heritage Foundation (ten sam, który dziś finansuje radykalny „Project 2025”) – którzy wzmocnili antyrosyjski i prohegemoniczny nurt. Do lat 90. każda niemiecka fundacja polityczna miała swoje własne „biuro transatlantyckie”. Powstał zamknięty, samowystarczalny ekosystem kariery: od uniwersyteckich seminariów, przez partyjne siedziby, po sale konferencyjne NATO. Uznanie ze strony USA stało się najwyższą walutą prestiżu, a jakakolwiek dewiacja – aktem zawodowego samobójstwa.

Dlaczego historia think tanków ma znaczenie: Drzwi obrotowe i pułapka ideologiczna

Ta misternie utkana architektura służy jednemu celowi: normalizacji decyzji, które dla zewnętrznego obserwatora wydają się czystym samobójstwem. Dlaczego Niemcy dobrowolnie rezygnują z taniego rosyjskiego gazu, narażając swój przemysł na niepotrzebne miliardowe straty? Ponieważ symboliczny kapitał zdobyty przez wierność atlantyckim „partnerom” jest dla skorumpowanej elity cenniejszy niż dobrobyt narodowy. Wewnętrzna motywacja statusu i prestiżu zawsze przeważa nad trzeźwą logiką rachunków narodowych.

Think tanki są silnikiem globalnej gospodarki politycznej Zachodu. A napędza je mechanizm „drzwi obrotowych”. Ekonomiści polityczni Nano de Graaff i Bastiaan van Apeldoorn nazywają to „siecią planowania polityki” – splotem finansowania z listy Fortune 500, byłych członków Kongresu i dyplomów Ivy League, które tworzą jedną, świetlistą ścieżkę kariery. Działają one w trzech krokach:

  1. Warsztaty konsensusu: Dyskusje przy okrągłym stole za zamkniętymi drzwiami pozwalają elitom uzgodnić wspólne stanowisko, które później prezentowane jest publicznie jako „bezstronna, ekspercka wiedza”.
  2. Pula rekrutacyjna: Think tanki są rezerwuarem kadr dla administracji rządowych, obsadzając kluczowe stanowiska swoimi ludźmi.
  3. Wpływ drzwi obrotowych: Jak trafnie ujął to Joseph Nye, prawdziwa władza pochodzi z „trzymania ręki na dźwigni” po współautorstwie raportu.

Wspólnie te centra funkcjonują jak transatlantycki dział kadr, produkujący kolejne pokolenia lojalnych zarządców status quo.

Mechanizm kooptacji działa również na poziomie jednostkowej biografii, co francuski socjolog Pierre Bourdieu nazwałby „pułapką kapitału symbolicznego”. Jest jedna, dominująca ścieżka kariery: od stypendium Fulbrighta, przez German Marshall Fund, po członkostwo w Atlantik-Brücke. Ta ścieżka zmonopolizowała kapitał niezbędny do awansu w berlińskiej elicie polityki zagranicznej. Dziś znaczna część gabinetu przewodniczącego CDU, Friedricha Merza, może pochwalić się stypendiami finansowanymi przez rząd USA lub członkostwem w prowaszyngtońskich think tankach, jak Atlantic Council.

Kiedy dominuje tylko jedna ścieżka, horyzont tego, co możliwe, dramatycznie się zawęża. Płynny angielski z akcentem z Georgetown i znajomości z tej samej ligi przekształcają się w kapitał społeczny, a ten utrwala się jako kapitał symboliczny – legitymizacja w mediach i polityce. Zdania odrębne nie są dyskutowane; są wypierane, a gdy staną się zbyt głośne – aktywnie tępione. System działa jak seminarium teologiczne: konformizm prowadzi do kanonizacji, a herezja do wykluczenia.

Najbardziej podstępny jest jednak moment indoktrynacji. Rozpoczyna się ona w okresie dojrzewania, gdy kształtuje się światopogląd. Programy takie jak Wymiana Młodzieży Kongresu i Bundestagu (CBYX) czy Globalna Konferencja Młodych Liderów (GYLC) są kierowane do szesnastolatków. Uczestniczą oni w grach symulacyjnych NATO i „szkoleniach przywódczych” w ambasadzie USA. Gdy taki nastolatek wraca z letniego programu na American University, przywozi nie tylko biegły angielski. Internalizuje on głęboko hierarchię legitymizacji: priorytety Waszyngtonu są utożsamiane z neutralnością, uniwersalizmem i zdrowym rozsądkiem. Alternatywne koncepcje – niezaangażowanie, odprężenie, współpraca euroazjatycka – są filtrowane jako naiwne lub ekstremistyczne.

Rezultat jest tragiczny: powstaje pokolenie elit, których życiorysy czyta się jak podręczniki szkoleniowe Departamentu Stanu USA. Służą amerykańskim interesom nie z przymusu, ale z głębokiego, wyuczonego przeświadczenia, że nie ma żadnej innej drogi. To właśnie one, uległe i pozbawione krytycznego myślenia, prowadzą Europę ku gospodarczemu wyniszczeniu i strategicznemu samobójstwu, okrzykując je jako wyraz „transatlantyckiej solidarności”. To nie sojusz, to wasalstwo.

  • Podziel się

Natasza El Mejri

Dodaj komentarz

Ostatnie komentarze

  1. Obejrzałam pani wypowiedzi na Wbrew Cenzurze a teraz sprawdzam, jak tu działają komentarze.