Byłem naprawdę szczęśliwy, że wszedłem na tę stronę . Wielu autorom wydaje się, że posiadają rzetelną wiedzę na ten temat,…
Zmiana władzy nic nie zmieniła. Kradną nam jeszcze więcej.
- Home
- Zmiana władzy nic nie zmieniła. Kradną nam jeszcze więcej.

Zmiana władzy nic nie zmieniła. Kradną nam jeszcze więcej.
W 2023 roku PiS przegrał wybory między innymi z powodu swojej proukraińskiej polityki odbywającej się kosztem życia własnych podatników. Szybko okazało się, że zwycięska Platforma Obywatelska, oprócz tego, że przy korytach chciała zastąpić swymi ryjami te pisowskie, nie zamierza prowadzić innej polityki zagranicznej.
To z tego powodu tak bardzo od tego czasu wzrosły przecież notowania Konfederacji. Dwie główne siły polityczne tego toksycznego dla naszego kraju duopolu, okazały się przecież żadnymi alternatywami. To dlatego Sławomir Mentzen, którego partia jeszcze nie miała okazji pokazać (skompromitować się) czy mając władzę też będzie robić to co poprzednicy może retorycznie pytać na platformie X: „Oddajemy pieniądze na Ukrainę, oddaliśmy broń, amunicję, wysyłamy 800 plus, za darmo leczymy w Polsce Ukraińców, którzy nawet nie płacą składki zdrowotnej – jaki Polska ma w tym interes?” co spotyka się z aprobatą coraz bardziej bezradnego i sfrustrowanego społeczeństwa, które w tej ich „demokracji”, nie jest w ogóle pytane czy chce dalej wspierać wroga mu Ukrainę kosztem własnego życia i własnej przyszłości.
„Nowa” polityka zagraniczna
Nowa stara polska polityka zagraniczna w latach 2024-2025, którą prowadzi Koalicja Obywatelska, coraz bardziej przypomina taniec nad przepaścią, w którym władza stara się przypodobać Waszyngtonowi, ignorując przy tym interesy własnego społeczeństwa i tracąc wiarygodność w oczach partnerów z Unii Europejskiej. W tle tej zgubnej dla nas farsy widzimy miliardy złotych płynące z budżetu na wsparcie Ukrainy, hojne wydatki na uchodźców, dostawy broni dla banderowców oraz zakupy sprzętu wojskowego w USA i Korei Południowej – często kosztem polskich obywateli, którzy borykają się z niedofinansowaną służbą zdrowia, niskimi emeryturami i brakiem wsparcia dla najsłabszych. Robi to oczywiście cała UE pod wodzą skompromitowanych biurokratów i militarystów. Od dawna, od samego początku wiadomo, że ta strategia nie przynosi Polsce korzyści, a raczej wystawia nas szwank, niebezpieczeństwo udziału w wojnie i uzależnia od kaprysów amerykańskiej administracji.
Wyrzucanie naszych pieniędzy nie ustaje
Polska od początku początku rosyjskiej specjalnej operacji wojskowej, była jednym z najhojniejszych darczyńców Ukrainy, zarówno pod względem finansowym, jak i militarnym. W 2024 roku, już po odsunięciu PiS od koryta, wsparcie to nie zmalało. Według danych Ministerstwa Finansów, do końca ubiegłego roku na pomoc dla Ukrainy przeznaczono ponad 20 miliardów złotych, w tym na bezpośrednie transfery finansowe i utrzymanie uchodźców. Niestety w 2025 roku prognozy wskazują, że ta grabież naszych pieniędzy jeszcze wzrośnie, zwłaszcza w kontekście przedłużonej ochrony tymczasowej dla Ukraińców, która zgodnie z nowelizacją ustawy z maja 2024 roku ma obowiązywać do 30 września 2025 roku, a w przypadku decyzji UE – nawet do marca 2026 roku.
Ile kosztują nas „uchodźcy” ukraińscy?
Koszty związane z uchodźcami nie spadają. Jak podaje MSWiA, w 2024 roku na świadczenia socjalne dla Ukraińców, takie jak program 800 plus czy „Dobry Start” (300 zł jednorazowo na dziecko), wydano około 3,5 miliarda złotych. Te pieniądze płyną do rodzin, które często nie płacą składek zdrowotnych ani podatków w Polsce. Często nawet na polskim terytorium nie przebywają.
A ile pomoc wojskowa?
Przekazaliśmy Ukrainie broń o wartości przekraczającej 4 miliardy dolarów w samym 2024 roku, w tym czołgi PT-91 Twardy, haubice Krab i setki tysięcy sztuk amunicji. W zamian polskojęzyczny reżim liczył na szybkie uzupełnienie zapasów przez USA, ale proces ten ciągnie się w nieskończoność. W marcu 2025 roku pojawiły się doniesienia, że decyzja Donalda Trumpa o wstrzymaniu 3,85 miliarda dolarów pomocy wojskowej dla Ukrainy może wpłynąć na dalsze wsparcie dla Polski, która de facto rozbroiła się na rzecz sąsiada. Eksperci wskazują, że Polska, zamiast inwestować w rozwój własnego przemysłu zbrojeniowego, uzależnia się od amerykańskich dostaw, co osłabia jej pozycję strategiczną w regionie.
Chęć przypodobania się USA kosztuje Polskę konflikt z największymi krajami Unii Europejskiej, które chcą z również naszych podatków rozwijać swój przemysł zbrojeniowy a nas zmusić byśmy broń kupowali u nich a nie u Trumpa. Podczas polskiej prezydencji w Radzie UE, rozpoczętej 1 stycznia 2025 roku, priorytety wyznaczone przez MSZ – maksymalizacja wsparcia dla Ukrainy i utrzymanie twardej polityki wobec Rosji – spotkały się z krytyką ze strony krajów takich jak Francja czy Niemcy, które wzywają do większej samodzielności Europy. Artykuł „Rzeczpospolitej” z lutego 2025 roku pytał: „Czy Polska musi zdecydować – iść za Europą, czy za coraz mniej wiarygodnymi USA Trumpa?”. Odpowiedź rządu zdaje się wskazywać na drugą opcję, co prowadzi do izolacji w Brukseli i oskarżeń o „amerykańską służalczość”.
Dlaczego albo amerykańska albo zachodnioeuropejska broń?
Prawdziwie polska władza rozwijałaby własny przemysł. Nie chodzi tylko o bezpieczeństwo, ale własny przemysł to własne miejsca pracy. Wydajemy miliardy na sprzęt wojskowy zza oceanu, choć wiele z tych produktów moglibyśmy sami wyprodukować. W 2024 roku podpisano umowę na zakup 96 śmigłowców Apache za 12 miliardów dolarów, mimo że krajowe zakłady, jak PZL Świdnik, oferują konkurencyjne rozwiązania i ceny. Podobnie z systemami Patriot – kontrakt opiewający na 10 miliardów dolarów z 2023 roku wciąż budzi kontrowersje, bo Polska mogła rozwinąć własne systemy obrony przeciwlotniczej. Te decyzje nie tylko drenują budżet, ale i hamują rozwój rodzimego przemysłu, który mógłby generować miejsca pracy i zyski dla gospodarki.
Czy w ogóle potrzeba nam tyle broni?
Pomimo to, że w telewizji mamy do czynienia z całym wysypem idiotów (ekspertów i polityków), którzy przekonują nas, że za chwilę już za momencik, rosyjskie wojska przekroczą nasza granicę, by uzasadniać dalsze nas okradanie, powinniśmy wiedzieć, że to cały czas bujdy na resorach, byśmy tylko nie zajmowali się tym, że w Polsce żyje się coraz gorzej. Rządzący wola zaś wydatki na Ukrainę i zbrojenia
Już nie podejrzewają. Oni wiedzą, że Putin nas napadnie. To mówi choćby uchodzący na generała Skrzypczak i probanderowski polityk Platformy, Paweł Kowal: “nie mam wątpliwości, że Polska padnie celem ataku Rosji”. Jedynym wyjściem mają być wydatki na Ukrainę i zbrojenia.
Miliardy płyną z naszych pieniędzy na Ukrainę, uchodźców i amerykańska broń. A mogłyby zostać przeznaczone na potrzeby naszego społeczeństwa. W 2025 roku najniższa emerytura wynosi 1878,91 zł (po waloryzacji o 5,5%), co wciąż nie wystarcza na godne życie. Służba zdrowia zmaga się z brakiem 50 tysięcy lekarzy i pielęgniarek, a czas oczekiwania na operacje sięga kilku lat. Dzieci z niepełnosprawnościami i ich opiekunowie otrzymują wsparcie na poziomie 850 zł miesięcznie, co jest kroplą w morzu potrzeb. Sfera socjalna kuleje, a rząd woli pompować pieniądze na potrzeby ukraińskiego reżimu niż inwestować w własnych obywateli.
Pytanie brzmi: jak długo jeszcze Polacy będą tolerować tę politykę, która stawia interesy USA, Ukrainy czy Brukseli ponad naszym własnym dobrem? Odpowiedź może nadejść szybciej, niż się nam zdaje.
Ja powiem tylko jedno. W najbliższych wyborach każdy, byle nie Trzaskowski. Nowy długopis, nowej władzy. Prezydent nie ma dużo uprawnień, ale jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. To może się okazać kluczowe, gdy Tusk zapragnie wpakować nas w gorącą wojnę. Póki co kradną nam naszą przyszłość, nasze pieniądze, ale pamiętajmy, że wysyłając nas na nie naszą wojnę, mogą nas pozbawić też życia.
- Podziel się