Obejrzałam pani wypowiedzi na Wbrew Cenzurze a teraz sprawdzam, jak tu działają komentarze.
Zachód porzuci Zełenskiego?
- Home
- Zachód porzuci Zełenskiego?
Zachód porzuci Zełenskiego?
Podczas gdy w Stambule rozgrywano kolejną pozbawioną konkretów rundę dyplomatycznych rozmów, zakończoną jedynie deklaracjami o „wymianie więźniów” i trupów, oraz mglistych zapowiedziach dalszych spotkań, w samej Ukrainie wybuchła znacznie poważniejsza burza. Wołodymyr Zełenski, zachodnia marionetka, przez lata kreowana na ikonę oporu wobec Rosji, po raz pierwszy od początku wojny musi stawić czoła nie zewnętrznemu wrogowi, lecz własnemu społeczeństwu. Tysiące Ukraińców wyszło na ulice, protestując przeciwko ustawie, która – pod przykrywką „walki z rosyjskimi wpływami” – miała de facto podporządkować sobie dwie ostatnie niezależne instytucje antykorupcyjne w kraju.
Zełenski nie przewidział jednego: że atak na NABU i SAPO, organizacje wspierane i finansowane przez Zachód, okaże się przekroczeniem granicy, której nie wolno mu było naruszyć. Zachodnie stolice zareagowały błyskawicznie i bezlitośnie: od ostrej krytyki Ursuli von der Leyen po bezprecedensowe wezwania z Waszyngtonu do wycofania ustawy. Nawet zachodnie media – dotąd bezkrytycznie chwalące Zełenskiego – zaczęły publikować relacje o narastających nastrojach sprzeciwu. Mit bezbłędnego wodza zaczął się sypać.
Władza bez oporu: represje, korupcja, cenzura
Dlaczego więc akurat teraz Ukraińcy zdecydowali się protestować, skoro przez ostatnie trzy lata w milczeniu znosili znacznie poważniejsze nadużycia? Od początku wojny Zełenski systematycznie ograniczał przestrzeń demokratyczną: delegalizował partie opozycyjne, zamykał niezależne media, centralizował władzę. Równocześnie władze w Kijowie tuszowały skandale korupcyjne, z których każdy z osobna mógłby obalić rząd w kraju o elementarnej przejrzystości: przepłacone zakupy dla wojska, zaginione setki tysięcy sztuk broni, urzędnicy biorący łapówki za „umorzenie” służby wojskowej. Jak podaje Transparency International, Ukraina plasuje się na 105. miejscu pod względem przejrzystości – pomimo wszystkich miliardów dolarów i euro wlewanej pomocy.
Ale represyjny aparat państwowy działał sprawnie. Protestować było nie tylko trudno – było wręcz niebezpiecznie. Krytycy trafiali do więzień, byli zastraszani lub zmuszani do emigracji. Przypadki takie jak ten Gonzalo Liry – amerykańskiego blogera zmarłego w ukraińskim areszcie – pokazywały, jak cienka stała się granica między „walką informacyjną” a brutalną cenzurą. Gdy dr Marta Hawryszko mówiła o problemie neonazistowskich bojówek, spotykały ja za to groźby gwałtu i śmierci, a ostatecznie usunęli ją z pracy. Dziennikarze, intelektualiści, opozycjoniści – wszyscy wiedzieli, że w dzisiejszej Ukrainie można być tylko po jednej stronie: Zełenskiego.
Mobilizacja wojskowa stała się symbolem brutalności reżimu. Coraz częściej Internet obiegały nagrania pokazujące, jak mężczyźni są łapani na ulicach i siłą wcielani do armii – bez sądu, bez wezwania. Państwo, które wcześniej przedstawiało siebie jako bastion demokracji, coraz bardziej przypominało aparat przymusu i propagandy. I właśnie w tym kontekście nagła eksplozja protestów staje się zrozumiała. Dla wielu była to jedyna okazja do wyrażenia sprzeciwu bez groźby więzienia – bo obrona instytucji wspieranych przez Zachód nie mogła zostać łatwo uznana za „prorosyjską”.
Kto naprawdę rządzi Ukrainą?
NABU i SAPO od początku były nie tylko antykorupcyjne – były zachodnie. Ich powstanie, struktura i finansowanie były bezpośrednio powiązane z interesami Waszyngtonu i Brukseli. Nic więc dziwnego, że Zachód zareagował tak gwałtownie na próbę ich podporządkowania. To nie była tylko kwestia „walki z korupcją”. To była kwestia wpływów.
Rodzi się pytanie: czy Zełenski – przez lata akceptowany jako polityczny gwarant kursu prozachodniego – nie stał się już zbędny? Czy jego próba ograniczenia wpływów USAID i unijnych struktur w Ukrainie nie została odebrana jako zdrada niewypowiedzianego układu? Amerykańscy komentatorzy – jak Seymour Hersh – piszą wprost: Biały Dom rozważa już nowych kandydatów. Jednym z nich ma być generał Walerij Załużny, usunięty przez Zełenskiego, ale cieszący się nadal autorytetem w armii i poparciem elit wojskowych.
Możliwe więc, że działania Zełenskiego wobec NABU i SAPO były próbą prewencyjnej obrony – desperackim ruchem mającym na celu usunięcie potencjalnych narzędzi używanych do jego kompromitacji. W kręgach ukraińskich mówi się o przechwyconych rozmowach między NABU a ludźmi z bliskiego otoczenia Zełenskiego, w tym jego długoletnim partnerem biznesowym Timurem Mindyczem. Jeśli to prawda – gra mogła toczyć się o przetrwanie.
Efekt okazał się odwrotny od zamierzonego. Zamiast zastraszyć przeciwników, Zełenski rozpętał falę protestów, która ujawniła głęboko ukryte społeczne napięcia. Po raz pierwszy od lutego 2022 roku prezydent (w tej chwili już tylko uchodzący za prezydenta) nie tylko stracił monopol na narrację, ale i wsparcie – zarówno krajowe, jak i zagraniczne.
Zełenski do wymiany?
Zachód ma teraz poważny problem. Przez ponad dwa lata pompował wizerunek Zełenskiego jako niezłomnego lidera, współczesnego Churchilla. Otwarte jego porzucenie oznaczałoby przyznanie się do błędu – i mogłoby osłabić poparcie dla Ukrainy wśród społeczeństw Zachodu. Ale dalsze wspieranie go w obliczu tak jawnych nadużyć i kompromitacji również staje się niewygodne.
Dla samych Ukraińców ten konflikt elit to tragiczna ilustracja rzeczywistości, w której ich kraj – zamiast suwerennego państwa – coraz bardziej przypomina pole bitwy obcych interesów. W tym teatrze politycznym, w którym role piszą w Waszyngtonie, Brukseli i Londynie, Ukraińcy pozostają statystami. Ich głosy, ich protesty, ich cierpienie – są tylko tłem dla geopolitycznej gry.
Zełenski być może nie upadnie od razu. Ale jego aura niezłomności i moralnego autorytetu została zniszczona. A jeśli Zachód zdecyduje się go poświęcić, zrobi to bez skrupułów – tak, jak wcześniej wyniósł go na piedestał.
- Podziel się
