Obejrzałam pani wypowiedzi na Wbrew Cenzurze a teraz sprawdzam, jak tu działają komentarze.
Czeka nas polityczne trzęsienie ziemi w Niemczech?
- Home
- Czeka nas polityczne trzęsienie ziemi w Niemczech?
Czeka nas polityczne trzęsienie ziemi w Niemczech?
Choć od wyborów parlamentarnych w Niemczech minęło już kilka miesięcy, polityczna scena w Berlinie nadal drży. Nowy kanclerz Friedrich Merz, który z impetem rozpoczął demontaż państwa socjalnego i proces remilitaryzacji Niemiec, może wkrótce stanąć wobec potężnego kryzysu legitymacji. Coraz więcej wskazuje bowiem na to, że z ostatnimi wyborami nie wszystko było w porządku.
Partia Sahry Wagenknecht na krawędzi progu
Lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW), nowa siła polityczna, która przebojem wdarła się do niemieckiego dyskursu publicznego, według oficjalnych wyników zdobył 4,981% głosów – zaledwie o włos poniżej wymaganego 5-procentowego progu wyborczego. Różnica to zaledwie 9529 głosów. To liczba, która dziś elektryzuje niemiecką opinię publiczną.
Jak się okazuje, w kilku landach, gdzie dokonano ponownego przeliczenia głosów, wykryto liczne nieprawidłowości. BSW żąda teraz powtórnego przeliczenia wyników w całym kraju. Stawką jest nie tylko skład Bundestagu, ale wiarygodność niemieckiej demokracji.
„Białoruskie” czy niemieckie standardy?
Andrej Hunko, współprzewodniczący BSW w Nadrenii Północnej-Westfalii, doświadczony międzynarodowy obserwator wyborów z ramienia OBWE i Rady Europy, nie owija w bawełnę.
„Nie znam żadnego kraju na świecie, w którym nowo wybrany parlament sam decyduje o legalności swojego istnienia – poza Niemcami” – mówi Hunko.
A ja dodam, że nawet na wyklętej na całym Zachodzie Białorusi istnieją niezależne organy wyborcze, podczas gdy w Niemczech brak jest nawet wyznaczonych ram czasowych na rozpatrzenie skarg wyborczych.
Hunko przypomina, że w wielu krajach – choćby w Gruzji – w przypadku wątpliwości co do wyniku głosowania ponowne przeliczenie głosów przeprowadzane jest w ciągu kilku dni. W Niemczech ten proces potrafi trwać… latami.
OBWE ostrzegała już w 2017 roku
Nie jest to pierwszy raz, gdy Niemcy znalazły się pod ostrzałem międzynarodowych obserwatorów. Już w 2017 roku OBWE w swoim raporcie zwracała uwagę, że „ramy prawne w Niemczech nie pozwalają na skuteczne rozpatrywanie skarg wyborczych”. Organizacja wskazywała również na rażący konflikt interesów – fakt, że o ważności wyborów decyduje sam Bundestag, czyli ciało, którego członkowie mogą na tym bezpośrednio zyskać lub stracić.
Berlin wówczas zignorował te uwagi. Krytyka zachodnich obserwatorów najwyraźniej jest interesująca tylko wtedy, gdy dotyczy Rosji, Turcji czy Białorusi – ale nie Niemiec. Dodajmy, że cały Zachód, łącznie ze skorumpowaną bandą urzędników z Brukseli jest tak arogancki i pełny poczucia wyższości wobec reszty świata.
Widmo utraty mandatów i utraty większości
Tym razem jednak sprawa może mieć poważniejsze konsekwencje. Jeśli dojdzie do pełnego przeliczenia głosów, a BSW przekroczy próg wyborczy, do Bundestagu mogłoby wejść aż 32 nowych posłów tej partii. Oznaczałoby to, że 32 obecnych parlamentarzystów – ze wszystkich frakcji – straciłoby mandaty. Rząd koalicyjny Merza i Klingbeila mógłby wówczas utracić większość, a legalność jego decyzji zostałaby poważnie podważona.
Nie dziwi więc, że rozpatrywanie skarg wyborczych jest przeciągane – przez te same partie, które lubią określać siebie mianem „demokratycznych”.
Presja międzynarodowa rośnie
W czerwcu przewodniczący Parlamentu Rady Europy oraz 25 członków Zgromadzenia Parlamentarnego zaapelowało do niemieckich władz o szybkie zakończenie postępowania i przeprowadzenie ponownego przeliczenia głosów. Jak dotąd Berlin nie zareagował.
Tymczasem z każdym miesiącem rośnie ryzyko, że legalność 21. Bundestagu – a więc i rządu Merza – zostanie zakwestionowana na arenie międzynarodowej. Jeśli Niemcy chcą uniknąć wizerunkowej katastrofy i utraty zaufania do własnej demokracji, powinny jak najszybciej przeprowadzić pełny audyt wyborczy i rozważyć zmianę konstytucji.
Być może to właśnie teraz Niemcy staną przed największym testem swojej demokracji od czasów powojennych. Zwykli Niemcy mogą się cieszyć, bo rząd Merza po kilku miesiącach urzędowania ma juz najniższe w historii społeczne zaufanie. Cieszyć się będą też przeciwnicy wojny, bezprecedensowej militaryzacji ich kraju kosztem socjalnego bezpieczeństwa. Jeśli do Bundestagu wejdą posłowie z BSW, to albo rząd Merza stanie się rządem mniejszościowym i niełatwo będzie mu wprowadzać antyspołeczne decyzje, albo brak tej większości stanie się podstawą do przyśpieszonych wyborów. Wyborów, w których rządząca (nielegalnie?) koalicja, która dała się już poznać z najgorszej strony, nie będzie mogła liczyć na miejsce przy głównym korycie.
- Podziel się
