Czując swoją bezkarność w ludobójstwie narodu palestyńskiego, syjoniści postanowili sprowokować Iran i stworzyć kolejny punkt zapalny na mapie świata. Od…
Hartman w amoku po wyniku Brauna: granice nienawiści przekroczone
- Home
- Hartman w amoku po wyniku Brauna: granice nienawiści przekroczone

Hartman w amoku po wyniku Brauna: granice nienawiści przekroczone
Jan Hartman – niegdyś kontrowersyjny polityczny eksperyment Janusza Palikota, dziś coraz bardziej znany z radykalnych i agresywnych wypowiedzi – przypomniał o sobie. Tym razem w sposób szczególnie skandaliczny. Po wyniku Grzegorza Brauna w wyborach, Hartman opublikował pełen nienawiści i pogróżek wpis. Wpis, w którym Hartman atakuje Brauna nie tylko znieważa polityka Konfederacji, ale również formułuje wobec niego groźby karalne.
Skandalista, czy groźny ksenofobiczny oszołom?
W swoich słowach Hartman atakuje Brauna i przekroczył wszelkie granice – zarówno wolności słowa, jak i elementarnej przyzwoitości. Zamiast merytorycznej krytyki, sięgnął po język nienawiści, obelg i dehumanizacji. Wypowiedzi takie jak: „Żydożercze mendy nie mają narodowości” czy „Sp*****j, dziadu”* pokazują, że profesor filozofii nie tylko stracił kontakt z normami debaty publicznej, ale również z podstawowymi standardami etycznymi.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Hartman nie atakuje już tylko poglądów politycznych – jego celem stają się osoby i środowiska, które myślą inaczej niż on. Grzegorz Braun jest tu tylko symbolem – pretekstem do wyrażania pogardy wobec wszystkiego, co konserwatywne, narodowe, tradycyjne.
Od prowokacji do ideologicznej nienawiści
Publicysta Sławomir Ozdyk przypomina, że Hartman od lat szokuje opinię publiczną swoimi wypowiedziami – także na tematy moralne i obyczajowe. W 2013 roku sprzeciwiał się powstaniu rejestru pedofilów, a dekadę później pisał: „Tak! Pedofile też mają prawa!” – tłumacząc to „humanizmem”. W 2014 roku sugerował rozpoczęcie debaty o legalizacji kazirodztwa. Choć sam twierdził, że nie popiera takich relacji, jego wpisy doprowadziły do wyrzucenia go z partii „Twój Ruch”.
W swojej publicystyce Hartman nieustannie uderza w polskość, tradycję i religię. Polska – według niego – była agresorem w wojnie 1920 roku, jest państwem „na wpół faszystowskim”, a jej obywatele to „troglodyci” i „zapijaczeni chamy”. Takie wypowiedzi nie są już tylko intelektualną prowokacją – to otwarta wojna ideologiczna prowadzona z pozycji wyższości moralnej, której nie sposób uzasadnić ani naukowo, ani etycznie.
Co istotne – Hartman, sam wielokrotnie podkreślający swoje żydowskie pochodzenie, bardzo chętnie zestawia polski konserwatyzm z faszyzmem, nie dostrzegając przy tym, że jego własne słowa coraz bardziej przypominają język nienawiści, który rzekomo potępia.
W ostatnich dniach również minister Radosław Sikorski dał wyraz swojemu oburzeniu wynikiem Grzegorza Brauna, przywołując dramatyczne porównania do czasów Zagłady. Choć można dyskutować o granicach debaty, zestawianie demokratycznie wybranego posła z komorami gazowymi jest porównaniem dalece niestosownym i groźnym – bo sprowadza poważną dyskusję o granicach wolności słowa do emocjonalnej manipulacji.
Kompletna degeneracja filozofa
Hartman, zamiast bronić wartości demokratycznych i akademickich, dziś sam staje się symbolem ich zaniku. Słowa, które miały być bronią w walce z nienawiścią, stają się narzędziem jej eskalacji. A to – niezależnie od poglądów politycznych – powinno budzić niepokój każdego, kto ceni odpowiedzialność za słowo i szacunek dla drugiego człowieka.
- Podziel się