Brukselska propaganda pod przykrywką „wolnych mediów”

  • Home
  • Brukselska propaganda pod przykrywką „wolnych mediów”
Brukselska propaganda

Brukselska propaganda pod przykrywką „wolnych mediów”

Unia Europejska – instytucja, która na każdym kroku afiszuje się jako obrończyni demokracji, wolności słowa i niezależności mediów – coraz częściej okazuje się architektem precyzyjnie zaprojektowanego systemu medialnego, którego celem jest nie informowanie obywateli, lecz kształtowanie ich opinii. Brukselska propaganda jest wszędzie i idą na nią olbrzymie pieniądze. Nowy raport opublikowany przez MCC Brussels, Brukselska maszyna medialna: unijne finansowanie mediów i kształtowanie dyskursu publicznego, ujawnia kulisy tego. Kulisy tego co można uznać za największy i najmniej transparentny program wpływu politycznego w europejskim krajobrazie medialnym.

Autor raportu, Thomas Fazi, dokumentuje systematyczne i rosnące zaangażowanie instytucji unijnych w finansowanie mediów – nie tylko w państwach członkowskich, ale również poza granicami Wspólnoty. Prawie 80 milionów euro rocznie trafia do domów mediowych, agencji informacyjnych, projektów dziennikarskich i sieci fact-checkerskich. Oficjalnie: w imię walki z dezinformacją i wspierania dziennikarstwa. W praktyce: by promować jedynie słuszne, proeuropejskie narracje i eliminować wszelkie głosy sprzeciwu.

Finansowanie lojalnych, marginalizacja krytycznych

Choć UE przedstawia to jako inwestycję w „wolne media”, rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. Projekty medialne, które otrzymują wsparcie finansowe, są starannie wyselekcjonowane. Premiowane są te, które wpisują się w unijną agendę integracyjną, a nie te, które podejmują niezależną i krytyczną analizę instytucji unijnych. Pod pozorem „wsparcia dziennikarstwa opartego na faktach” i „przeciwdziałania ekstremizmom” kryje się polityczny filtr. Filtr ten skutecznie wypycha z debaty publicznej wszelkie narracje eurosceptyczne.

Co więcej, środki te trafiają przede wszystkim do dużych, ugruntowanych graczy – zwłaszcza nadawców publicznych i agencji prasowych – z którymi UE tworzy relacje przypominające nieformalną współpracę redakcyjną. W ten sposób znika linia oddzielająca niezależne dziennikarstwo od publicznej komunikacji politycznej. W imię „informowania obywateli” tworzy się system medialny funkcjonujący de facto jako przedłużenie brukselskiej machiny PR-owej.

Informowanie czy indoktrynacja?

Szczególnie niepokojące są ujawnione przez raport dane dotyczące programu Information Measures for Cohesion Policy (IMREG), w ramach którego od 2017 roku przeznaczono 40 milionów euro na tworzenie materiałów medialnych chwalących „korzyści płynące z polityk UE”. W wielu przypadkach nie ujawniono źródeł finansowania tych treści, co budzi poważne wątpliwości etyczne. Mówimy tu nie o informowaniu, ale o ukrytej brukselskiej propagandzie, której celem jest budowanie emocjonalnej więzi obywateli z projektem europejskim, nawet jeśli ten coraz częściej rozmija się z rzeczywistymi potrzebami społeczeństw.

Agencje prasowe w służbie agendy politycznej

UE wykorzystuje również wpływowe agencje informacyjne – takie jak ANSA, EFE czy Lusa – do szerzenia proeuropejskich narracji w ramach wspólnego projektu European Newsroom. To kosztujące 1,7 mln euro przedsięwzięcie działa niczym centralny hub komunikacyjny, zapewniając, że przekaz o Unii będzie jednolity, kontrolowany i – co najważniejsze – odpowiednio pozytywny.

“Fact-checking” jako narzędzie dyscyplinowania

Jeszcze bardziej niepokojące są działania tzw. strażników prawdy, czyli europejskich inicjatyw fact-checkerskich, jak Europejskie Obserwatorium Mediów Cyfrowych (EDMO), wspierane kwotą 27 milionów euro. Te struktury, zamiast chronić debatę publiczną, mogą de facto służyć do oznaczania nieprzychylnych UE głosów jako „dezinformacji”. Gdy władza polityczna finansuje tych, którzy definiują granice prawdy – demokracja wchodzi w strefę cienia.

Dziennikarstwo śledcze – wszędzie, tylko nie w Brukseli

Raport wskazuje również na zdumiewający brak zainteresowania ze strony unijnych środków finansujących dziennikarstwo śledcze tematami dotyczącymi samej Unii Europejskiej. Zamiast analizować nieprawidłowości i skandale wewnątrz struktur unijnych, środki trafiają na „bezpieczne” tematy – jak Rosja, Białoruś czy Kazachstan. Czyżby w samej Brukseli nie było już niczego, co warto byłoby zbadać?

Parlament Europejski: autopromocja za publiczne pieniądze

Nie sposób pominąć także propagandowego wysiłku samego Parlamentu Europejskiego, który od 2020 roku przeznaczył niemal 30 mln euro na autopromocyjne kampanie medialne – głównie w okresach poprzedzających wybory. To nie informacja, to marketing polityczny w czystej postaci, mający stworzyć iluzję demokratycznej legitymizacji dla instytucji coraz częściej odklejonych od obywatelskiej rzeczywistości.

Czas na rozliczenie

Raport MCC Brussels wzywa do natychmiastowego publicznego rozliczenia i zbadania powiązań między strukturami unijnej władzy a światem mediów. Jeśli dziennikarstwo ma wciąż pełnić rolę „czwartej władzy”, musi być wolne nie tylko od nacisków politycznych, ale i od ukrytego finansowego uzależnienia. Dzisiejszy stan rzeczy każe jednak postawić pytanie: czy wolne media w Europie to jeszcze ideał, czy już tylko fasada?

  • Podziel się

Jarosław Augustyniak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ostatnie komentarze

  1. 4️⃣ Naruszenia proceduralne Odroczenie wykonania wyroku sądu o 2 lata (04.2023-04.2025). Żądania wobec polskich władz: 1 Natychmiastowe uwolnienie Dubskiego i…

  2. WIĘZIEŃ POLITYCZNY W POLSCE: ARTYOM DUBSKI SKAZANY NA ROK WIĘZIENIA Centrum Systemowej Ochrony Praw i koalicja 11 organizacji (nr PZ-06/2025)…