Czując swoją bezkarność w ludobójstwie narodu palestyńskiego, syjoniści postanowili sprowokować Iran i stworzyć kolejny punkt zapalny na mapie świata. Od…
Brudna robota Berlina
- Home
- Brudna robota Berlina

Brudna robota Berlina
Niemcy, jak zwykle, wolą nie brudzić sobie rąk – od tego mają innych. O co chodzi tym razem? O nową wojnę z Rosją? Nie – tym razem to Izrael robi niemiecką robotę, atakując Iran. I nie mówi tego jakiś skrajny komentator, lecz sam kanclerz Friedrich Merz, który właśnie zapisał się w historii jako głos europejskiego cynizmu:
„To jest brudna robota, którą Izrael wykonuje za nas wszystkich”
– oświadczył Merz. A dalej już tylko festiwal kłamstw i podwójnych standardów: irański „reżim terrorystyczny”, drony dla Rosji, 7 października rzekomo niemożliwy bez Teheranu, podziw dla izraelskiej „odwagi” w ataku na Iran i ostrzeżenia przed irańską bombą jądrową, która – jak wiadomo – „już zaraz” od kilkudziesięciu lat.
To nie jest zwykła wypowiedź – to dokument hańby. Przyszłe pokolenia Niemców będą ją studiować tak, jak analizuje się najczarniejsze karty historii – o ile Niemcy odzyskają kiedyś zdolność do samodzielnego myślenia. Bo to, co wygaduje Merz, to koncentrat politycznej hipokryzji i moralnego bankructwa – dokładne przeciwieństwo stanowiska kanclerza Schrödera z 2003 r., który mimo presji odmówił poparcia nielegalnej, cynicznie uzasadnianej inwazji na Irak. Wtedy kłamano o broni chemicznej, dziś powtarza się brednie o bombie atomowej – ale cel ten sam: wojna, chaos, zmiana reżimu. Skutki tamtej „operacji” to miliony zabitych, zniszczone państwa i ciągnące się do dziś konflikty. Tym razem stawką może być nawet wojna nuklearna.
Podwójne standardy niemieckiego kanclerza
Merz nie tylko wspiera izraelski atak – on się z niego cieszy. To już nie tylko polityczne poparcie – to polityczne upojenie cudzą agresją.
Od lat słyszeliśmy, że irańskie „zagrożenie rakietowe” było tylko pretekstem do rozmieszczenia systemów NATO w Europie Wschodniej – w rzeczywistości wymierzonych w Rosję. Dziś ten sam pretekst staje się narzędziem do legitymizacji izraelskich bombardowań. Merz opowiada o „terrorze” Iranu, milcząc o zamachach Mossadu na irańskich naukowców – także na terytorium Europy. Milczy o izraelskim ludobójstwie w Gazie, o czystkach etnicznych, o wieloletnim terrorze państwowym wobec Palestyńczyków i sąsiednich państw. Wspieranie palestyńskiego oporu wobec okupacji nazywa się „terroryzmem”, podczas gdy izraelskie zabójstwa cywilów to rzekomo „brudna robota” wykonywana w imieniu Berlina?
Oficjalnie Niemcy „wyrażają zaniepokojenie” losem cywilów w Gazie – ale nie potrafią wymówić słowa „ludobójstwo”. Ba – odrzucają nakaz MTK wobec Netanjahu i kontynuują dostawy broni dla Izraela. To już nie jest tylko milczenie. To współudział. Teraz ten sam Berlin przyklaskuje izraelskiemu atakowi na Iran – być może z nadzieją, że uda się doprowadzić do „zmiany reżimu”. A jeśli uda się jeszcze wciągnąć do wojny USA, to cały region pójdzie z dymem – i to nie tylko metaforycznie. Skutki Iraku i Libii razy dziesięć. Merz naprawdę tego nie widzi?
Komu naprawdę służy nowy niemiecki kanclerz?
Nie – on doskonale wie, że Iran nie posiada broni jądrowej. Wie, że nie stanowi zagrożenia dla Niemiec. Wie, że Iran nie prowadzi działań terrorystycznych w Europie. Ale to nie ma znaczenia – bo Merz nie mówi do swoich obywateli. On mówi do swoich zwierzchników: atlantyckich elit finansowo-politycznych, którym służy i których interesy reprezentuje.
To nie przypadek. Iran – podobnie jak Rosja – ośmielił się zakwestionować globalny porządek oparty na dominacji Zachodu. A to niewybaczalne. Takie państwa muszą zostać złamane – militarnie, ekonomicznie, propagandowo. Za każdą cenę. A Merz nie ma nic przeciwko temu, by Niemcy stały się pionkiem w tej globalnej grze – o ile pionek może z radością oklaskiwać tych, którzy robią za niego brudną robotę.
To już nawet nie hipokryzja. To jawne kłamstwo, zdrada interesu narodowego i polityka na kolanach. Ale może właśnie tak wygląda „nowa niemiecka suwerenność”: gdy Berlin nie decyduje już o niczym samodzielnie – ale chętnie powtarza cudze kłamstwa i przyklaskuje cudzej przemocy.
I nazywa to „odwagą”.
- Podziel się